Powstaniec Wielkopolski pochowany w Słupsku

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
renald
Posty: 392
Rejestracja: 16 sie 2011, o 11:47
Lokalizacja: Słupsk

Powstaniec Wielkopolski pochowany w Słupsku

Post autor: renald »

Cukiernik, piekarz, społecznik, patriota Numer 3 (165) 2010
O naszych zmarłych pozostaje nam pamięć. Prawdziwi patrioci spoczywają w ciszy i zapomnieniu. Nie wynosi się ich na sztandary, nie stawia pomników, nie towarzyszy im rozgłos i polityczny zgiełk. Jednym z takich skromnych i wielce zasłużonych dla Polski i Słupska ludzi był Julian Żółtowski, który życie poświęcił dla dobra ogólnego. Nie czynił tego dla splendorów, dla kariery, ale z potrzeby serca. Ostatnie lata życia spędził w Słupsku. Zmarł w sile wieku, spoczywa na słupskim cmentarzu. Winniśmy Mu pamięć. W roku 2015 przypada 55. rocznica Jego śmierci.

Julian Żółtowski urodził się 12 lutego 1903 roku w Piotrkowie Trybunalskim w rodzinie Feliksa i Bronisławy z domu Michalskiej. Była ich czwórka dzieci, oprócz Julianaukiernik, piekarz, społecznik, patriota Numer 3 (165) 2010
O naszych zmarłych pozostaje nam pamięć. Prawdziwi patrioci spoczywają w ciszy i zapomnieniu. Nie wynosi się ich na sztandary, nie stawia pomników, nie towarzyszy im rozgłos i polityczny zgiełk. Jednym z takich skromnych i wielce zasłużonych dla Polski i Słupska ludzi był Julian Żółtowski, który życie poświęcił dla dobra ogólnego. Nie czynił tego dla splendorów, dla kariery, ale z potrzeby serca. Ostatnie lata życia spędził w Słupsku. Zmarł w sile wieku, spoczywa na słupskim cmentarzu. Winniśmy Mu pamięć. W roku 2010 przypada 50. rocznica Jego śmierci.

Jednym z takich skromnych ludzi był Julian Żółtowski, który życie poświęcił ojczyźnie. Nie czynił tego dla splendorów, dla kariery, ale z potrzeby serca pro publico bono.
Mając 15 lat ucieka z domu, aby uczestniczyć w Powstaniu Wielkopolskim. 27 grudnia 1918 roku jest w grupie hr. Mielżyńskiego, kiedy powstańcy rozbrajają Niemców i uderzają na Prezydium policji. Następnie 6 stycznia 1919 roku zdobywają lotnisko w Poznaniu. Bierze udział w II i III Powstaniu Górnośląskim w grupie hr. Mielżyńskiego, będąc w II Szwadronie I Pułku Ułanów Górnośląskich. Dowodzącym szwadronem był wówczas porucznik hr. Orzechowski.
W czasie walk w III Powstaniu Górnośląskim przy zdobywaniu Góry św. Anny Julian Żółtowski zostaje ranny w udo. Do końca życia odczuwa skutki tej rany. Za udział w Powstaniu Wielkopolskim otrzymał Krzyż Walecznych, a za III Powstanie Górnośląskie - Krzyż Walecznych z gwiazdą.
Po uzyskaniu niepodległości przez Państwo Polskie aż do wybuchu II wojny światowej działa w Związku Powstańców Wielkopolskich, jest organizatorem Koła Poznań-Zamek.

W okresie międzywojennym mieszkał i pracował w Poznaniu. Był cukiernikiem i współwłaścicielem cukierni i restauracji. Swoje piekarnicze dzieła wystawiał na prestiżowych wystawach w Warszawie i Berlinie. Uzyskiwał wysokie oceny i czołowe miejsca.
W 1932 roku wstąpił w związek małżeński z panną Zofią Barańską. Z tego związku urodziła się córka Anna.
Rodzina stanowiła dla niego wielką wartość. Była najważniejsza, co wielokrotnie udowadniał chociażby wtedy, gdy finansował wykształcenie siostrze Jadwidze, która została akuszerką, albo gdy zakupił warsztat i sklep masarniczy bratu Stanisławowi. Dla swojego bratanka Wacława był jak ojciec, sfinansował jego wykształcenie.
W Poznaniu, w otoczeniu rodziny Julian Żółtowski, jak wiele polskich rodzin wiódł normalne, szczęśliwe życie. Wszystko to przerwane zostało przez wybuch II wojny światowej.
W pierwszych dniach września wraz z tysiącami uciekinierów opuścił Poznań i z żoną oraz córką udał się w kierunku Kutna – do krewnych. Tutaj je zostawił, będąc pewny iż są bezpieczne, a sam odpowiadając na apel prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego, udał się do stolicy, aby stanąć w jej obronie.
Tak, ten epizod wspomina córka Juliana Anna, wtedy niespełna sześcioletnie dziecko: Julian Żółtowski (ojciec- dop. red.) zostawił rodzinę w Kutnie i na apel Prezydenta Stefana Starzyńskiego poszedł bronić Warszawy. Pamiętam, miałam wtedy niewiele ponad sześć lat. Bez wiedzy dorosłych wyruszyłam za ojcem. Znalazłam się pośród żołnierzy polskich, wraz z nimi wędrowałam, a oni chronili mnie, otaczali opieką. Jakimś dziwnym zrządzeniem losu, po paru dniach wędrówki matka odnalazła mnie.
Po upadku Warszawy, jesienią Julian Żółtowski zdruzgotany i przygnębiony wrócił do Kutna. Zabrał rodzinę i wszyscy powrócili do Poznania. Na początku 1940 roku rodzinę Żółtowskich spotkał jak wiele innych poznańskich rodzin okrutny los banicji. Zostają wypędzeni ze swojego mieszkania i miasta. Poprzez krótki pobyt w obozie przejściowym Poznań-Główny trafiają do przeludnionego Radomia.
Tam Julian Żółtowski z rodziną nie przebywał długo. Przeniósł się do rodzinnego Piotrkowa Trybunalskiego.
W Piotrkowie podjął pracę zawodową i działalność konspiracyjną. Musiał się ukrywać przed okupantem. Rzadko przebywał i nocował w domu.
W celach zarobkowych kupił konia, wóz i rozpoczął działalność transportową jako przewoźnik węgla. Taka praca była Julianowi Żółtowskiemu pomocna w Jego działalności konspiracyjnej.
Wstąpił w szeregi Polskiego Związku Wolności konspiracyjnej wojskowo- politycznej organizacji działającej w czasie okupacji na terenie całego kraju. Później działał w Armii Krajowej po włączeniu do niej PZW. Posługiwał się kryptonimem konspiracyjnym „Gryf”. Wykonywał wiele niebezpiecznych funkcji: był łącznikiem organizacji na terenie Częstochowy, Radomska i Piotrkowa Trybunalskiego, dostarczał broń, amunicję i wyposażenie wojskowe, brał bezpośredni udział w akcjach sabotażowych. W jednej z nich został ranny. W konspiracji dosłużył się stopnia wojskowego kaprala.
Przez cały okres okupacji niemieckiej nie wykonywał swojego zawodu piekarza.
Po zakończeniu wojny, pojechał z rodziną do Poznania. Tutaj zastał ruiny swojego domu, piekarni i cukierni. Zatem, nie namyślając się długo jeszcze w 1945 roku, z pierwszą grupą pionierów, rodzina Żółtowskich przybyła do Słupska.
Jak na człowieka przedsiębiorczego przystało od razu przystąpił do działania, włączając się w organizację życia w mieście. Zakupił maszyny oraz inne urządzenia piekarnicze, wyremontował lokal przy ulicy Dworcowej 11 (aktualnie Wojska Polskiego) i uruchomił jedną z pierwszych piekarni w mieście, a przy niej cukiernię.
Na stronie internetowej „Karczmy słupskiej” http://www.karczma-slupska.pl/ tak opisano historię tego prestiżowego miejskiego lokalu: Idąc ulicą Wojska Polskiego zatrzymajmy się przed kamienicą numer 11. Znajduje się tu dom wzniesiony około 1890 roku. Już w trakcie przygotowywania projektu budynku zaplanowano tu pomieszczenia piekarni i sklepu obok bramy wjazdowej. Na pocztówce z 1910 roku widnieje ładnie udekorowana pieczywem i ciasteczkami witryna sklepowa. Po 1945 roku lokal był cukiernią pod nazwą „Warszawianka” prowadzoną przez Juliana Żółtowskiego. Jednak słupszczanie potocznie nazywali go „Słupski Blikle”, porównując do najlepszej cukierni w Warszawie. Na początku lat 50-tych lokal zmienia szyld na „Kaprys”. Była to kameralna kawiarenka, gdzie na zapleczu produkowano doskonałe wyroby cukiernicze. Kierowniczką lokalu została Helena Niemczewska. O kulturalną atmosferę dbał znakomity słupski muzyk Walter Grehl grający na fortepianie klasyczne utwory muzyczne... i dalej …1 maja 1976 roku po kilkumiesięcznym remoncie otwarto "Karczmę Słupską". Karczma składała się z sześciu pomieszczeń, każde o innym wystroju. Naczelną karczmarką została Teresa Włodkowska a szefem kuchni Henryk Błaszczyk. Duet ten był tak doskonały, że zdobył wszystkie liczące się nagrody na konkursach w kraju. Pomysłodawcą i wykonawcą karczm słupskich był dyrektor słupskiej gastronomii Tadeusz Szołdra.
W „Warszawiance” spotykała się popołudniami słupska inteligencja i wzorem przedwojennych spotkań przy kawie i wyrobach cukierniczych dyskutowała o polityce i życiu miasta. Tutaj powstawały najlepsze pomysły rozwoju kultury miejskiej, tutaj plotkowano i prowadzono również rozmowy konspiracyjne wobec ówczesnego porządku państwowego.
Żółtowski nie ograniczał się tylko do własnej aktywności gospodarczej, zawsze myślał kategoriami obywatelskimi, dobrem ogółu. Podjął się działalności społecznej. Współorganizował kupiectwo na terenie Słupska, piastował stanowisko prezesa Zrzeszenia Kupców, pełnił też funkcję radcy Izby Przemysłowo-Handlowej w Gdyni. Z chwilą powołania do życia Miejskiej Rady Narodowej został radnym miejskim. Brał czynny udział w zaspokajaniu podstawowych potrzeb napływających zewsząd osadników. Przyczynił się do uruchomienia pierwszych jadłodajni obywatelskich w Słupsku, a gdy brakowało w mieście żywności wypiekał chleb, który rozdawał najbardziej potrzebującym.
Był człowiekiem wierzącym. Włączył się w odbudowę kościoła NMP w Słupsku. Nie tylko wspierał ją finansowo, ale sam, gdy zachodziła taka potrzeba, „zakasywał rękawy” i pracował fizycznie z innymi.
Szybko zdobył uznanie i szacunek słupszczan.
Słupska sielanka nie trwała jednak długo. Nadszedł rok 1949, rok kłopotów rzemieślników, w tym piekarzy, związanych ze słynnymi domiarami. Oprócz szykan podatkowo-skarbowych, stosowano wobec „prywaciarzy” szykany polityczne. Na pewno doznał tego Julian Żółtowski.
W 1949 roku Julian Żółtowski został aresztowany przez słupski Urząd Bezpieczeństwa, a następnie przewieziony do Szczecina, gdzie w areszcie śledczym poddawany był ciężkim przesłuchaniom oraz torturom psychicznym i fizycznym.
Powodem aresztowania Żółtowskiego był pewien incydent, wydarzył się on w roku 1946. Otóż, w okresie referendum ludowego, podczas którego zadano Polakom trzy pytania i namawiano do głosowania 3 razy tak, kilku chłopców podczas seansu filmowego w kinie „Polonia” rozrzuciło ulotki o treści antykomunistycznej. Dzieci zostały złapane, aresztowane i postawione przed sądem. Julian Żółtowski był w tym czasie ławnikiem. Stanął w obronie chłopców. Wygłosił płomienne przemówienie, ale w swoim proteście był osamotniony.
O tym incydencie bezpieka przypomniała sobie w 1949 roku, gdy szukano dowodów agenturalnej działalności na rzemieślników. Pretekstem była słynna szpiegowska sprawa Andre Robineau (francuskiego konsula, który organizował siatkę wywiadowczą na Pomorzu).
Nie postawiono Żółtowskiemu żadnego zarzutu, nie sformułowano aktu oskarżenia i po siedmiu miesiącach został zwolniony. Do Słupska przybył w bardzo złym stanie fizyczny.
Za artykułem Ewy Gontarek w Nr 6. z roku 2006 „Mojego Miasta” cytuję: „Przypadkowy przechodzień (w Szczecinie – dop. red.) nakarmił go i kupił mu bilet kolejowy. Tylko dzięki temu udało mu się dotrzeć ze Szczecina do domu. Jedna z mieszkanek Słupska, która przypadkowo widziała, jak Julian Żółtowski wysiadał z pociągu, tak opisywała to zdarzenie: „Kiedy pociąg zajechał otworzyły się drzwi przedziału, tuż przed nami mignęła zmizerniała twarz Pana Żółtowskiego. Wychodził z przedziału tyłem, podpierając się również rękoma. Patrzyliśmy ze współczuciem i przerażeniem...”
Zmarł w słupskim szpitalu w dniu 22 sierpnia 1950 roku.
Tak wspomina to córka Anna: Umierał przez pięć dni i tyleż nocy - czuwałam przy jego łóżku na zmianę z matką. Bojąc się o nasz los, nie opowiadał o swojej krzywdzie, jakiej doznał przez te siedem miesięcy pobytu w więzieniu. Natomiast gdy tracił świadomość, mówił urywanymi zdaniami, treść ich była przerażająca.
Julian Żółtowski pochowany został na Starym Cmentarzu w Słupsku przy ulicy Cmentarnej na kwaterze 7B rząd 4 miejsce 1. KSW 328/1950.
Wraz ze śmiercią Pana Juliana historia Żółtowskich w Słupsku się jednak nie skończyła. Szykanom poddana została Jego rodzina.
Wspomina o tym córka Anna: Zostajemy eksmitowane z mieszkania do jednego pokoju bez kuchni i wc. Przy eksmisji otrzymujemy też radę od samego Przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej w Słupsku, który nie odmówił sobie satysfakcji obecności przy tym przykrym dla nas procederze. A rada brzmiała: byśmy postarały się wyjechać z miasta. I tak zostałyśmy wrogami klasowymi, a może wyrzutem sumienia? Po wielu latach odwiedziłam Słupsk, wydał mi się dzisiaj piękniejszy, większy, ale i obcy, a kiedyś był tak bliski memu sercu. Teraz wiążą mnie z tym miastem tylko bolesne wspomnienia. Tutaj pozostawiłam mogiłę mego Ojca, spoczywa On pod ogromnym kasztanowcem, który latem otula cieniem, a jesienią okrywa grubą warstwą liści grób jednego z pierwszych pionierów miasta Słupska.
Andrzej Obecny
obecny@poczta.onet.pl

Źródło:
1.Anna Laskus-Nowotna, Wspomnienie o mym Ojcu Julianie Żółtowskim, „Związek Rodu Żółtowskich – Kwartalnik”, Skierniewice, nr 47, rok 2007.
2.Ewa Gontarek, Człowiek z sercem na dłoni, „Moje Miasto” Słupsk, nr 6, 2006 rok. jeszcze siostra Jadwiga i bracia Stanisław. W domu żywe były polskie tradycje chrześcijańskie oraz narodowe i w takim duchu został wychowany.
MG
ODPOWIEDZ